poniedziałek, 16 lutego 2015

Polowanie na zorzę podejście pierwsze cz.2


Po całym dniu spędzonym w Trondheim nadszedł czas, aby udać się na północ, aż do Bodo położonego za kołem podbiegunowym. Najlepiej dostać się tam pociągiem. Ciekawostką jest, że linia kolejowa łącząca Trondheim z Bodo jest najdalej na północ wysuniętą linią kolejową w Norwegii. Cała podróż trwa prawie 10 godzin, ale to zrozumiałe bo mamy do pokonania prawie 730 km. 





Można wybrać podróż w dzień lub w nocy. My zdecydowałyśmy się na opcję nocną, ale jeśli kiedyś miałabym tam wrócić to pojechałabym w dzień, aby móc podziwiać te piękne krajobrazy za oknem. Podróż pociągiem nie kojarzy nam się z czymś przyjemnym. Nic bardziej mylnego. Koleje w Norwegii są utrzymane w bardzo dobrym stanie i przede wszystkim są naprawdę wygodne. W cenie biletu dostałyśmy koc, opaskę na oczy oraz zatyczki do uszu. Na pokładzie jest także dostęp do bezprzewodowego internetu. Rankiem tuż po przekroczeniu koła podbiegunowego mogłyśmy podziwiać za oknem stada reniferów, łosi oraz mnóstwo zaśnieżonych górskich szczytów, wspaniałe widoki.

Samo Bodo jest miastem portowym położonym w okręgu Nordland. Powitało nas oczywiście śnieżycą. 





Warto wspomnieć jest to najlepsze miejsce na świecie do obserwacji orła bielika, bowiem występuje tutaj jedno z największych siedlisk tego gatunku.

Aby nie marnować czasu zaraz po przyjeździe i zameldowaniu się w hostelu ruszyłyśmy w poszukiwaniu atrakcji. Nie szukałyśmy daleko, w porcie wykupiłyśmy bilety na rejs po archipelagu wysp Vaeran. Sam rejs trwa prawie 2 godziny, podczas których oglądamy malowniczo położone na Morzu Norweskim małe wysepki. Niektóre z nich mają tylko kilkudziesięciu mieszkańców! Niestety pogoda nie była zbyt łaskawa, dlatego też rejs był ekstremalny pod względem bujania, ale jak to stwierdził kapitan - normalka.



A co ciekawego można zobaczyć w samym mieście? Warto przespacerować się po porcie. Jeśli macie zasobne portfele możecie pokusić się o wypicie kawy lub piwa w barze hotelu Radisson Sas (znajduje się on na ostatnim piętrze, co gwarantuje piękne widoki).



W Bodo znajduje się także Muzeum Nordland, mieszczące się w najstarszym budynku w mieście. Odwiedzając je dowiecie się wielu ciekawych faktów związanych z historią Bodo.



Charakterystyczną budowlą jest także gotycka  Katedra w której znajduje się 12 metrowy witraż przedstawiający 10 gobelinów z Nordland.

W samym Bodo mamy również dobrze zagospodarowaną plażę! Tak, nie mylicie się, latem mieszkańcy spotykają się w tym miejscu i grillują. Jak wyglądała zimą, właśnie tak jak prezentuje to zdjęcie poniżej.



Jeśli lubicie wędrować musicie udać się na Wzgórze Rønvikfjellet, znajdujące się ok 3 km od centrum miasta. Jest to podobno znakomite miejsce do obserwacji zorzy polarnej! My też próbowałyśmy się tam dostać aby dzielnie jej wyczekiwać, ale niestety pokonał nas głęboki śnieg :( Dlatego pamiętajcie - latarka, ciepłe ubranie (na górze wieje) i termos z gorącą herbatą obowiązkowo! Jeśli pogoda dopisze to pewnie strome podejście zostanie wynagrodzone niezapomnianymi widokami. 


Będąc w Bodo trzeba koniecznie pojechać do oddalonego o 33 km Saltstraumen, żeby zobaczyć najsilniejszy na świecie prąd morski - Malstrom. Co 6 godzin ponad 400 milionów metrów sześciennych wody wdziera się z prędkością prawie 40 km/ h do cieśniny o szerokości 150 m. Czy możecie to sobie wyobrazić?  








Najlepiej obserwować to zjawisko ze spektakularnego mostu (miejcie czapki bo wieje niemiłosiernie). Saltstraumen to także ulubione miejsce wędkarzy oraz wielbicieli sportów ekstremalnych, można bowiem spróbować nurkowania i raftingu (sama bym się raczej nie zdecydowała, po tym jak zobaczyłam na własne oczy jak to wygląda). 


Dodatkowo z wcześniej wspomnianego mostu możemy podziwiać cudowne szczyty gór Børvasstindene. Latem idealne miejsce na piknik w otoczeniu typowo norweskiej zabudowy.




Czym zaskoczy Cię Norwegia i daleka północ? Cenami z pewnością :) Dla mnie zaskoczeniem było, nieodśnieżanie nawet głównych dróg, co nie powodowało żadnych utrudnień w ruchu! Kolejną ciekawostką są także sami mieszkańcy, którzy podczas wielkiej śnieżycy chodzili w rozpiętych skórzanych kurtkach i trampkach, podczas gdy ja prawie zamarzałam ;)


Tak to właśnie jedno ze skrzyżowań w Bodo

Niestety zorzy nie udało się zobaczyć, mimo, że każdego dnia sprawdzałyśmy pogodę, wypatrywałyśmy jej wieczorem na niebie, a w nocy co godzinę ustawiałyśmy alarm i z nadzieją wyglądałyśmy przez okno :(
Ale nie ma tego złego. Odkryłyśmy jeden z piękniejszych zakątków Europy do którego z pewnością jeszcze wrócimy, może tym razem latem, przy okazji odwiedzając Lofoty. 

Jeśli wybieracie się w najbliższym czasie do Skandynawii aby zobaczyć zorzę to życzę wam powodzenia! Oby się udało :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz